Przykro patrzeć na obecny sezon w skokach narciarskich, ze względu na katastrofalną formę naszych zawodników. Od wielu lat przyzwyczaili nas do zgoła innych emocji i wyników. Niestety, coś się zacięło, coś poszło nie tak, gdzieś popełniono może jakieś błędy. Tego nie wiemy, widzimy jednak obraz nędzy i rozpaczy w wykonaniu naszych skoczków, straszną mękę i grymasy niezadowolenia. Oni chyba też nie rozumieją co się dzieje, dlaczego tak odstają od światowej czołówki. Tymczasem zbliża się najważniejsza impreza czterolecia, czyli zimowe igrzyska olimpijskie, na których bez skoków możemy być tylko tłem dla reszty świata.
Najgorsze jest to, że nic nie zapowiadało takiej klęski, wręcz przeciwnie, sezon letni był całkiem udany i obiecujący. Dopiero zimowe starty pokazały, że jest jakiś poważny problem. Na początku sprawę bagatelizowano, bo przecież nasi zawodnicy zawsze dość wolno wchodzą na wysokie obroty. Jednak po Engelbergu zrobiło się nerwowo, a po kompletnie nieudanym Turnieju Czterech Skoczni była już niemal panika. Nie powiodło się naszym skoczkom ani w Zakopanem, ani w Titisee-Neustadt, gdzie wystartowała kadra B. Do tego kontuzja Kamila Stocha i zakażenie koronawirusem Kubackiego i Żyły. Na dwa tygodnie przed igrzyskami kadra jest rozbita i nie wiadomo czego się można po niej spodziewać w Pekinie. To mogą być ostatnie igrzyska dla Stocha, Żyły i Huli, a może i dla Kubackiego, więc wypadałoby powalczyć o medal choćby w konkursie drużynowym. Sezon można już chyba uratować tylko udanymi igrzyskami, w przeciwnym razie pozostanie już tylko zacząć przygotowania do kolejnego.