Zakończył się jubileuszowy setny Tour de France, najważniejszy i największy kolarski wyścig na świecie. Po raz pierwszy wygrał go Brytyjczyk, urodzony w Kenii, Christopher Froome. Wspaniale spisał się w nim nasz rodak, startujący w koszulce mistrza Polski, Michał Kwiatkowski, zajmując ostatecznie 11 miejsce w klasyfikacji generalnej.
Wyścig miał jednego, zdecydowanego faworyta, który nie zawiódł i pokazał, że jest obecnie najlepszym kolarzem wieloetapowym. Froome i jego grupa Sky zdominowali etapy górskie i już na pierwszym trudniejszym etapie w Pirenejach zapewnili sobie żółtą koszulkę lidera. Froome wygrywał etapy z wielką przewagą i łatwością, być może zbyt wielką… Być może to zbyt oczywiste, planowe i łatwe zwycięstwo. Po casusie Armstronga mam ograniczone zaufanie do kolarzy, którzy osiągają tego typu przewagi na etapach górskich. Uważam, że Tour de France można wygrać „na czysto”, ale wówczas wygląda to tak, jak zrobił to przed dwoma laty Cadel Evans, walcząc o sekundy na ostatnim etapie jazdy indywidualnej na czas, a na etapach górskich mierząc się z rywalami, jak równy z równym. Trudno uwierzyć w to, że cała stawka znakomitych przecież kolarzy, nie była w dostatecznej formie, by dotrzymać koła Froome’owi. Jedynie młody Quintana dzielnie sobie radził, ale oglądając finisz na Mont Ventoux, gdzie kolumbijczyka niemalże reanimowano po przejechaniu mety, a zwycięski Brytyjczyk udzielał spokojnie wywiadów, można odnieść wrażenie, że coś tu jest nie tak. Być może ulegam nagonce kibiców, którzy gwizdali na Froome’a na trasie (tak jak wcześniej na Armstronga), ale widać jest to efekt kolejnych afer dopingowych w tym sporcie i chyba zwycięzca musi pogodzić się z faktem, że zarówno prasa jak i kibice mogą okazywać także negatywne emocje. Cóż, tymczasem gratuluję Froome’owi, ale zobaczymy jak będzie przebiegał dalszy ciąg jego kariery i czy nie okaże się zwykłym podłym oszustem.
Największą niewątpliwie sensacją wyścigu był występ młodego Kolumbijczyka Nairo Quintany, debiutanta w Wielkiej Pętli, który wywalczył drugie miejsce, zdobywając przy okazji koszulkę najlepszego młodzieżowca i najlepszego górala (po raz pierwszy w historii obydwie na raz). Quintana świetnie radził sobie na najcięższych podjazdach, znacznie lepiej niż lider jego ekipy Alejandro Valverde. Z Kolumbijczykiem o białą koszulkę najlepszego młodzieżowca rywalizował Michał Kwiatkowski, dla którego również był to pierwszy start w Wielkiej Pętli. Michał przez kilka etapów nosił tę koszulkę, jednak w wysokich górach Quintana był zbyt mocny i nasz kolarz musiał tym razem obejść się smakiem (podobnie jak Rafał Majka w Giro, gdzie na drodze do białej koszulki stanął mu także Kolumbijczyk, Carlos Betancur). Jest to jednak wspaniały debiut Michała, najlepsze miejsce polskiego kolarza w Tour de France od czasu 12-tego miejsca Dariusza Baranowskiego i 3-ego Zenona Jaskuły. Na uwagę zasługują etapy jazdy indywidualnej na czas, w których plasował się w pierwszej dziesiątce, a także kilka etapów, gdzie był bliski zwycięstwa po finiszu z grupy. Mamy kolejnego znakomitego kolarza, na wielkie ściganie w wyścigach wieloetapowych. W Tourze jechało również dwóch innych reprezentantów Polski, Maciej Bodnar i Przemysław Niemiec, jednak nie wyróżnili się niczym specjalnym. Zawód sprawił nieco szósty w Giro Niemiec, ale był wyraźnie zmęczony jeszcze tym wyścigiem i dlatego zanotował słabszy występ (57 miejsce).
Relacja z Tour de France upłynęła, jak zawsze, ze wspaniałym komentarzem Krzysztofa Wyrzykowskiego i Tomasza Jarońskiego, dzięki którym wiele osób, w tym również ja, zaraziło się bakcylem kolarstwa. Dziękuję panowie, jesteście wielcy i obyśmy spotkali się za rok, na kolejnym Tourze.