Polska reprezentacja w piłce nożnej przegrała po raz kolejny na słynnym Wembley z ciągle niedoścignionymi dla nas Anglikami. Mimo największego kryzysu od lat Wyspiarze strzelili nam dwa gole i pewnie wygrali mecz, zapewniając sobie bezpośredni awans na mistrzostwa świata.
Gra naszej kadry nie była najgorsza, w pierwszych dwóch kwadransach graliśmy jak równy z równym, mając nawet sytuacje do strzelenia gola. Anglicy jednak przyspieszyli grę, zaczęli sprawniej wymieniać podania, często z pierwszej piłki, co wyraźnie zaniepokoiło naszych reprezentantów, którzy niemal całą drużyną bronili się przed własnym polem karnym. Ataki te w końcu przyniosły pożądany skutek i po dość schematycznej, łatwej do odczytania akcji, Wayne Rooney strzelił gola na 1-0. W drugiej części meczu obraz gry nieco się zmienił, trener Fornalik dokonał roszady w składzie, zastąpił Mariusza Lewandowskiego Mateuszem Klichem i Polacy zaczęli znów konstruować akcje ofensywne. Trzeba też przyznać, że Anglicy nie byli zbytnio zainteresowani zdobywaniem kolejnych goli, grali asekuracyjnie, skupiali się na rozbijaniu Polskich akcji i kontrolowaniu spotkania, aby utrzymać korzystny rezultat. Polacy natomiast zmarnowali kilka dogodnych sytuacji podbramkowych, brakowało już nie ostatniego podania, a wykończenia. Gdy wydawało się, że porażka będzie skromna, Steven Gerrard przeprowadził indywidualną akcję, w której minął jak dzieci naszych obrońców i zdobył drugiego gola. Trener Roy Hodgson mógł w końcu odetchnąć z ulgą, podczas meczu widać było niepokój na jego twarzy.
Blamażu nie było, Polscy piłkarze zagrali na miarę swoich możliwości, walecznie, ambitnie. Wszyscy oczywiście widzieli różnicę w wyszkoleniu technicznym Angielskich i Polskich piłkarzy, można więc spokojnie powiedzieć, że to niski wymiar kary i całkiem udany występ. Mieliśmy nawet kilka świetnych okazji na strzelenie gola i gdyby którąś udało się wykorzystać, to może przegralibyśmy bardziej honorowo. Trzeba sobie bowiem jasno powiedzieć, że o remisie czy zwycięstwie nie mogło być mowy, naszych piłkarzy od angielskich dzieli przepaść. Zarówno jeśli chodzi o technikę, jak i motorykę, czy taktykę. Przepaść taka sama, jak w pamiętnym meczu w roku 1973, którego Anglicy nie wygrali tylko jakimś cudem, ich przewaga była drastycznie duża (choć wówczas Anglicy byli w ścisłej światowej czołówce, a Polacy dopiero pukali do nieba bram). Przepaść jak w latach 90-tych, gdy przegrywaliśmy z Markiem Citko w składzie, przepaść lat XXI w., gdy reprezentacja Janasa przegrała mecz o pietruszkę (jako, że obie ekipy miały już zapewniony awans, cóż za czasy!). Zawsze to jednak przepaść, nawet jeśli Anglia ma kryzys (dajcie nam taki kryzys i takich piłkarzy), to jest dla nas nieosiągalnym pułapem.
Wymagamy od naszych reprezentantów zbyt wiele, zawsze mamy wysokie mniemanie o ich piłkarskich umiejętnościach, tymczasem należy tylko spojrzeć na to, w jakich klubach grają Anglicy (grają, nie siedzą na ławkach!), a w jakich Polacy. Poza trójką (obecnie dwójką) z Dortmundu i bramkarzem, są to kluby przeciętne, żeby nie powiedzieć słabe. Prawda jest brutalna, nie mamy już zawodników na poziomie poprzednich kadr, Engela, Janasa, czy Beenhakkera. Obronę stanowią piłkarze, którzy nie załapaliby się na ławkę do żadnego z czołowych Angielskich klubów, a przypuszczam, że nawet w średnich by ich nie chcieli. Polscy pomocnicy są dramatycznie słabi, mało kreatywni, technicznie kalecy, nie potrafiący strzelać z dystansu, przedryblować, ba, podać celnie i w tempo do kolegi, notują mnóstwo strat i głupich, zwyczajnie głupich podań (prosto pod nogi przeciwnika albo do kolegi, który jest kryty). Najlepiej to widać było przy wznawianiu piłki z autu, każdy niemal wyrzut to strata, czy tych ludzi nikt nie nauczył, że szuka się kogoś najbliżej i będącego wolnym od przeciwnika? Widać nie i to wyszkolenie, ten piłkarski elementarz, spryt, inteligencja boiskowa, daje o sobie znać na każdym kroku. Polscy piłkarze są jak dzieci przy profesjonalistach, niedouczeni, nierozgarnięci, zagubieni, słabo czytający grę przeciwnika (o niskim poziomie antycypacji, jakby to powiedział nasz wspaniały Andrzej Strejlau). Nie wymagajmy więc od nich zbyt wiele, bo to wprawi ich w kompleksy, zakłopotanie i rozpacz (co czasem widać w pomeczowych wywiadach), oni po prostu inaczej nie potrafią i trzeba się z tym pogodzić.