W meczu rozegranym w Gdańsku Polska reprezentacja w piłce nożnej pokonała Danię 3-1, po golach Mateusza Klicha, Waldemara Soboty i Piotra Zielińskiego. Było to pierwsze od 1977 roku zwycięstwo nad Duńczykami.
Mecz rozpoczął się znakomicie, już w 4 minucie Błaszczykowski dośrodkował w pole karne, gdzie piłkę uderzył Mateusz Klich, po czym zatrzepotała w samym okienku duńskiej bramki. Klich zdobył pierwszego gola w kadrze, wracając do składu reprezentacji po długiej przerwie. Później znakomitą sytuację miał Błaszczykowski, po dograniu Lewandowskiego, jednak strzelił zbyt lekko. Następnie, niespodziewanie dość, padła bramka dla Danii, po rzucie wolnym, z dalekiej odległości, wykonanym przez specjalistę w tej dziedzinie, Christiana Eriksena. Strzał był niezwykle efektowny, piłka poszybowała ponad murem i wpadła tuż przy słupku naszej bramki, Wojciech Szczęsny nie miał szans na obronę. Duńczycy, wyraźnie zmotywowani tym golem, stwarzali coraz groźniejsze sytuacje, co dało efekt w 45 minucie, gdy dośrodkowanie Boilesena zamienił na bramkę Braithwaite.
Po przerwie jednak, ku zdziwieniu chyba wszystkich, to Polacy nadawali ton rywalizacji i strzelili 2 kolejne gole, do tego oba padły w odstępie jednej minuty. Błaszczykowski zaliczył kolejną asystę, tym razem podał do Waldemara Soboty, a rozgrywający kapitalny mecz zawodnik Śląska Wrocław, wykończył spokojnie akcję i w 59 minucie był remis 2-2. Po niespełna minucie, popisał się znowu Klich, asystując Piotrowi Zielińskiemu, który pojawił się w drugiej połowie na boisku w miejsce Przemysława Kaźmierczaka. Zieliński uderzył mocno, obok bramkarza i zdobył swojego pierwszego gola w kadrze. Duńczycy nie zdołali już odpowiedzieć na te dwa ciosy, choć do końca meczu mieli jeszcze sporo czasu, grali jednak nieskładnie, wolno, czytelnie, a nasi obrońcy potrafili ich bez przeszkód zatrzymać.
Zwycięstwo to na pewno cieszy, choć sama gra Polaków nie napawa optymizmem. Akcje były dość chaotyczne, a w obronie często przydarzały się proste błędy. Duńczycy zaś nie prezentowali tego poziomu, do którego zawsze nas przyzwyczaili. Cieszą gole młodych reprezentantów, w ofensywie mamy coraz bogatszy wybór zawodników, Sobota jest w świetnej formie, Klich i Zieliński mogą grać razem jako ofensywni pomocnicy, więcej wtedy miejsca zostaje dla napastnika i skrzydłowych. Martwi natomiast słaba postawa Lewandowskiego, tradycyjnie mierna gra w obronie Wawrzyniaka, niepewna testowanego na środku obrony Szukały. Jeśli nie poprawimy gry obronnej, to w meczu na Wembley czy w Kijowie może być bardzo ciężko, choćby o remis. W ataku natomiast chciałbym oglądać więcej zagrań z pierwszej piłki i ruchu bez piłki, co przynosi znakomite efekty (widzieliśmy bodajże w dwóch akcjach meczu). Anglicy raczej nie dadzą się nabrać na prostopadłe podanie za linię obrony, ani dośrodkowanie ze skrzydła, które sunie spokojnie przez pole karne. Trener Fornalik wreszcie jednak spróbował czegoś nowego, mianowicie gry jednym defensywnym pomocnikiem i dwoma ofensywnymi, pomogło trenerze? Polacy nie potrafią się dobrze bronić, po co więc udawać, że mamy jakiekolwiek szanse w meczu grając defensywnym ustawieniem? Jeśli już przegrywać to z otwartą przyłbicą, a poza tym współcześni ofensywni pomocnicy powinni też wracać do obrony i wypełniać zadania defensywne, taki jest dzisiaj futbol, wszyscy bronią i atakują. Nie mamy też tak wybitnych defensywnych pomocników, żeby ich braku na boisku żałować.
Reasumując, niezły mecz w wykonaniu kadry, po wielu miesiącach (latach?) wygrana z uznanym europejskim zespołem. Aczkolwiek gra mało płynna, często chaotyczna, z wieloma błędami w obronie, światełko w tunelu, młodzi rokują na przyszłość, dawać szansę tym, którzy grają i są w dobrej formie (Sobota, Klich), a nie wystawiać nikogo za zasługi czy nazwisko. Do Czarnogóry zatem, pierwszych koniecznych trzech punktów.