Na zakończonych Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu Polska poniosła prawdziwą sportową klęskę, największą w historii swoich występów od 1924 roku, kiedy to debiutowała na igrzyskach jako uczestnik. W klasyfikacji medalowej zajęliśmy 42 miejsce, najodleglejsze spośród wszystkich występów w historii. W porównaniu z poprzednimi igrzyskami nastąpił głęboki regres w wielu dyscyplinach, a gdyby nie nowa konkurencja medalowa we wspinaczce, nie mielibyśmy ani jednego mistrza olimpijskiego. Panowie indywidualnie nie zdobyli ani jednego medalu, pierwszy raz od 1928 roku!
Choć 10 zdobytych medali nie jest wynikiem tragicznym, bo taką ilość, bądź podobną, osiągaliśmy na kilku zeszłych igrzyskach, to ich jakość jest tak słaba, że nie pozwoliła nam zająć przyzwoitego miejsca w klasyfikacji medalowej. W tej od początku istnienia liczą się przede wszystkim medale złote, czyli mistrzostwa olimpijskie. Pozostałe medale traktuje się jako nagrody pocieszenia dla przegranych, aby docenić ich wysiłek. Medale te są również cenne, świadczą o niezwykle wysokim poziomie sportowym zawodników, jednak w sporcie najważniejsi są zwycięzcy i to ich liczba wyznacza miejsce w szeregu. Jeden złoty medal zdobyty przez Aleksandrę Mirosław to niestety bardzo, ale to bardzo skromny dorobek naszych sportowców. Nie ma się co oszukiwać, te igrzyska nam ewidentnie nie wyszły. Wielu polskich sportowców nie było dostatecznie przygotowanych do startu i stanowiło jedynie tło dla rywalizacji w swoich dyscyplinach. W lekkoatletyce polscy zawodnicy byli praktycznie niewidoczni i nie zmieni tego jeden brązowy medal. Nie przywieźliśmy żadnego krążka z toru kajakowego, po 36 latach zdobywania ich na kolejnych igrzyskach. Judo bez medalu, zapasy również, podnoszenie ciężarów także, podobnie jak pływanie, strzelectwo, czy żeglarstwo. Nic dziwnego, że w klasyfikacji medalowej ustąpiliśmy miejsca takim potęgom jak np.: Uzbekistan, Węgry, Ukraina, Rumunia, Gruzja, Bułgaria, Serbia, Czechy, Azerbejdżan, Kuba, Bahrajn, Słowenia, Tajwan, Hong-Kong, Filipiny, czy Algieria.
Przegraliśmy z wieloma mniejszymi i biedniejszymi państwami, które jednak wykazały się pewnym mądrym systemem szkolenia i specjalizacji, jak np. Uzbekistan, który wszystkie swoje złote medale zdobył w sportach walki (aż pięciu mistrzów olimpijskich w boksie). U nas, poza siatkówką, która od wielu lat jest na światowym poziomie, żadnego systemu, ani specjalizacji nie widać. Nasze medale to pojedyncze wyskoki najbardziej wytrwałych i utalentowanych sportowców, zdobywane często na przekór wszelkim przeciwnościom, których niestety nie brakuje na każdym szczeblu sportowej kariery. Nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy tylu skarg rozżalonych sportowców, którzy przed kamerami wskazywali na przeróżne patologie w swoich przygotowaniach olimpijskich, powstałe nie z ich winy, a z winy ludzi odpowiedzialnych za szkolenie w związkach sportowych. Podczas gdy reszta świata się profesjonalizuje i specjalizuje, na naszym podwórku wciąż dominują standardy rodem z PRLu. Z takim podejściem może być już tylko gorzej i na tych igrzyskach widać to było aż za wyraźnie. Chwała tym, którym jeszcze się chce, za sukcesy medalowe, bo za cztery lata te osiągnięcia mogą okazać się niemożliwe do powtórzenia.