Polskie piłkarki ręczne w meczu o finał Mistrzostw Świata przegrały z gospodyniami turnieju, Serbkami 18-24 (14:6). W niedzielę zmierzą się w meczu o brąz z reprezentacją Danii.
Polki zagrały chyba najgorszy mecz w turnieju, wynik bowiem jest mylący i nie odzwierciedla w pełni klasy obu zespołów. Pierwsza połowa zaważyła na całym spotkaniu, była koszmarna w wykonaniu naszych reprezentantek, przede wszystkim jeśli chodzi o skuteczność w ataku. Polki obijały słupki, poprzeczki, rzucały obok bramki albo na drodze stawała im świetnie dysponowana podczas tych mistrzostw bramkarka Katarina Tomasević, która broniła w nieprawdopodobnych sytuacjach. Serbki za to atakowały na tyle skutecznie, żeby wypracować sobie ośmiobramkową zaliczkę do przerwy i praktycznie przesądzić o losach meczu.
W drugiej części gry obraz meczu zasadniczo się nie zmienił, Polki walczyły ambitnie, do samego końca starały się odrabiać straty i wygrały tę część meczu, jednak osiem bramek przewagi z pierwszej połowy pozwoliło przeciwniczkom na komfortową grę. Były momenty, kiedy Polki mogły zbliżyć się na kilka bramek, ale popełniały wówczas niewymuszone błędy własne, czy też nie trafiały do bramki. Być może dało o sobie znać zmęczenie turniejem, zapewne nie były przygotowane na granie takiej liczby spotkań i to na najwyższych obrotach. Być może górę wziął stres, kilkunastotysięczna widownia, pierwszy mecz na tak wysokim poziomie turnieju mistrzowskiego. Jestem nieco zawiedziony tym spotkaniem, przede wszystkim jego przebiegiem, a w szczególności fatalną pierwszą połową. Wszyscy liczyli się z możliwością porażki, ale sądzili, że będzie to wyrównany mecz, punkt za punkt. Emocje zaś skończyły się właściwie po pierwszej połowie. Gdyby została przegrana 3-4 bramkami, jak w meczu z Rumunkami, nasze zawodniczki miałyby szansę to odrobić, osiem bramek to zbyt surowa kara i lekcja pokory. Dziwi fakt, że zdarzyło się to w meczu z Serbkami, które do tej pory nie były uważane za światową potęgę w kobiecej piłce ręcznej. Taki jest jednak sport, nieprzewidywalny, nieobliczalny, czasem po prostu ma się zły dzień i nic nie wychodzi.
Dość jednak żalów i narzekań, Polki grają w niedzielę o brązowy medal z drużyną Danii, a więc ojczyzną trenera Rasmussena. Będzie to dla niego wyjątkowy mecz, z jednej strony sentyment do swojego kraju, a z drugiej szansa na swoje największe osiągnięcie w trenerskiej karierze. Oby w niedzielę skuteczność już powróciła i nasze dziewczyny zagrały na swoim normalnym, wysokim poziomie.