Czasem w życiu bywa tak, że spełnia się to, o czym myśleliśmy, o czym marzyliśmy od dawna. Wszystko idzie zgodnie z oczekiwanym planem, jest tak, jak miało być, w pełni, bez żadnych niedociągnięć, bez zachwiania, idealnie jak chcieliśmy. Nie zdarza się to może zbyt często, a szczególnie w tak nieprzewidywalnej dziedzinie życia, jaką jest sport, ale tak właśnie było podczas konkursu olimpijskiego w Soczi, podczas którego Kami Stoch został mistrzem olimpijskim.
Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego konkursu, dwa najdłuższe skoki, najpiękniejsze stylowo, nie pozostawiające złudzeń rywalom, którzy mogli jedynie oklaskiwać nowego mistrza. Bezapelacyjny triumf, z ogromną przewagą, jak na konkurs na średniej skoczni. Wszystko jak ze snu, kibica, zawodnika, trenera, działacza, komentatora. Jak przed laty Simon Ammann na olimpiadach, czy Adam Małysz na mistrzostwach świata w Predazzo, perfekcyjnie, bezapelacyjnie, po mistrzowsku.
W sporcie takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko, stąd mój zachwyt i radość, że akurat nasz zawodnik tego dostąpił. Ileż razy wielki faworyt imprezy zawodził, przez stres, brak formy w dniu startu, czy zwykłą złośliwość rzeczy martwych, pech, nieoczekiwany splot złych warunków. W skokach narciarskich to tym bardziej rzadkie, gdzie decyduje tyle nieprzewidywalnych czynników. Wystarczy przecież nagły boczny podmuch wiatru i już może to zaburzyć parabolę lotu, wytrącić z równowagi, skrócić skok. Drobny błąd przy lądowaniu, jak u Adama Małysza w Salt Lake City, który kosztował go prawdopodobnie złoty medal, mógł i tu się przytrafić. Poza tym urazy przedstartowe, jak choćby u naszej Justyny, również mogą zrujnować wszystkie przygotowania. Jak się później okazało i u Kamila niewiele brakowało do tego, by choroba go zmogła na dobre i odebrała szansę na zwycięstwo.
Mieliśmy jednak niepowtarzalną okazję i szczęście obejrzeć doskonały dla nas konkurs, który pozostanie na długo w naszej pamięci. Należą się podziękowania całemu sztabowi trenerskiemu, działaczom, sponsorom i wszystkim, którzy się do tego sukcesu przyczynili. Nie można bowiem zapominać, że to złoto i ten konkurs jest efektem pracy wielu ludzi, efektem programu rozwoju skoków narciarskich, powstałego po sukcesach Adama Małysza i nakładów finansowych płynących do tej jakże pięknej dyscypliny. Widać, że jeśli nasza młodzież ma zapewnione odpowiednie warunki pracy i treningu, jest wówczas pracowita, wytrwała i zdolna do największych osiągnięć. Skoki narciarskie to jedyna w naszym kraju profesjonalnie prowadzona dyscyplina zimowa, być może nawet na poziomie nieosiągalnym również i dla dyscyplin letnich. Efekty widać od razu, nie trzeba było długo czekać na sukcesy. Życzyłbym sobie, aby ten model szkolenia i podejścia do sportu był szerzej obecny w naszej rzeczywistości. Wówczas takich pięknych chwil mielibyśmy znacznie więcej. Tymczasem czekam z niecierpliwością na konkurs na dużej skoczni, Kamil wprawdzie już niczego nie musi udowadniać, ale w obecnej formie będzie raczej trudny do pokonania. Czy możliwy jest równie idealny drugi konkurs olimpijski? A jakże! (złakniony sukcesów naród woła o jeszcze)