Zakończone igrzyska olimpijskie w Tokio okazały się dla Polski niezwykle udane, zajęliśmy w klasyfikacji medalowej 17 miejsce, co jest sporym postępem w porównaniu z Rio, gdzie Polska kadra uplasowała się na 33 pozycji. Sukces ten zawdzięczamy w dużej mierze lekkoatletyce, dzięki której nasz dorobek medalowy wzbogacił się aż o 9 krążków, w tym te najważniejsze – 4 złote. Bez udziału lekkoatletów zdobycze medalowe wyglądałyby bardzo marnie, jedynie 5 medali pochodzi z pozostałych dyscyplin. Można więc śmiało powiedzieć, że to lekkoatleci uratowali Polsce igrzyska.
Przez pierwszy tydzień igrzysk, zanim wystartowała lekkoatletyka, polscy sportowcy zdobyli zaledwie jeden medal. Blisko było ogłoszenia narodowej katastrofy, zniecierpliwienie kibiców narastało. Niestety takie dyscypliny jak pływanie, judo, strzelectwo, szermierka, czy podnoszenie ciężarów, które przynosiły niegdyś Polsce medale, tym razem okazały się mało efektywne. Polacy, poza lekkoatletyką, w zasadzie zaznaczyli swój udział w igrzyskach głównie w wioślarstwie i kajakarstwie, gdzie zdobyli trzy krążki. Po jednym dołożyli też żeglarki i zapaśnik. Kompletnie zawiedli typowani do złota siatkarze, którzy, jak co igrzyska, odpadli w ćwierćfinale rywalizacji.
W zawodach lekkoatletycznych natomiast było wszystko to, czego nie doświadczyliśmy w innych dyscyplinach. Sensacyjne medale, jak ten sztafety mieszanej, czy Dawida Tomali w chodzie na 50km. Potwierdzenie klasy wielkich mistrzów, jak złoto Anity Włodarczyk, Wojtka Nowickiego, czy srebro sztafety pań na 400m. Szans medalowych było znacznie więcej i gdyby nie kontuzja Marcina Lewandowskiego, czy nieudane kwalifikacje Piotra Małachowskiego i Marcina Krukowskiego, to „lekka” okazałaby się prawdziwą kopalnią medali. Do przyszłych igrzysk pozostaje „tylko” przełożyć model szkolenia z „lekkiej” na inne dyscypliny i budować więcej bieżni zamiast boisk, bo potencjał mamy ogromny.