Robert Lewandowski strzelcem 4 (!!!) goli dla Borussi Dortmund w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. Brzmi nieprawdopodobnie? Jednak to naprawdę miało miejsce.
Wszyscy ci, którzy mieli jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do tego, jakiego formatu zawodnikiem jest Robert, po tym meczu mają jasną i wyraźną odpowiedź. Nikt do tej pory w historii nie strzelił Realowi Madryt czterech goli w meczu, nie tylko o europejskie puchary, ale również w Primera Division. Nikt również wcześniej nie strzelił czterech bramek w półfinałowym meczu Pucharu Europy/Ligi Mistrzów.
To niewiarygodne, że w takim meczu, o taką stawkę, z tak silnym rywalem, jeden zawodnik strzela aż cztery bramki. Wyczyn imponujący, rzadko się zdarza w meczach ligowych, a co dopiero w europejskich pucharach. Dzięki temu jednemu spotkaniu o Robercie usłyszał cały świat, a poniekąd także o Polsce. Co z tego, że nie strzela goli w reprezentacji, kiedy grając w klubie rozsławia swój kraj w znacznie większym stopniu. Jest teraz naszym najlepszym ambasadorem, takim jakim kiedyś był inny Robert, ścigający się w Formule 1.
Pisałem już na tym blogu, że Robert jest najlepszym polskim piłkarzem, jakiego oglądałem na żywo w akcji. Teraz sam prezes Boniek oddał mu tytuł „Bello di notte”, którym honorowano go we Włoszech. Wydaje się, że wreszcie doczekał się godnego siebie następcy, a Polska ma piłkarza światowego formatu, o którego będą zabiegały najlepsze i najbardziej uznane europejskie kluby. Tak pięknie w polskiej piłce dawno nie było, takich chwil nie przeżywaliśmy od lat, oby za sprawą Roberta, a także Łukasza i Kuby chwile te trwały co najmniej do 25 maja, czyli finału Ligi Mistrzów na Wembley.