Pierwszy mecz turnieju i od razu porażka, w kompromitującym stylu, czyli… bez zmian, standardowo. Jednak Polscy kibice lubią się łudzić, że może tym razem będzie inaczej, może coś zaskoczy, może nasi dadzą radę. Choć nic na to nie wskazuje przed turniejem (nagła zmiana trenera, fatalne mecze eliminacji MŚ, jeszcze gorsze towarzyskie), to duch w narodzie nie ginie, dopóki nie dojdzie do pierwszego meczu grupowego. Wtedy jest płacz, żal, rozpacz, jakby nie było wiadomo od dawna, że tak to może wyglądać, że historia lubi się powtarzać, że mamy jedną z najsłabszych reprezentacji w turnieju, że nasi zawodnicy nie są nigdy przygotowani do walki, ani fizycznie, ani psychicznie.
Skąd taka niepoprawna, absurdalna i oderwana od rzeczywistości wiara w naszych piłkarzy? Trudno to racjonalnie wyjaśnić. Każdy kto śledził wyniki reprezentacji z ostatnich lat, oglądał jej mecze, nie ma chyba wątpliwości, jaki poziom prezentuje. Czasem zdarzy się przebłysk, jakaś składna akcja, może nawet kilka, ale generalnie dominuje przeciętność, ociężałość, chaotyczność, brak zaangażowania, umiejętności, dyscypliny, techniki, inteligencji, kreatywności, staranności, determinacji, organizacji gry itd. Polscy piłkarze potrafią wygrywać, ale z przeciwnikami z niższej półki jak Andora, Bośnia, Izrael, czy Łotwa. Natomiast mecze o stawkę z rywalami wymagającymi kończą się zwykle klęską, a różnicę klas widać gołym okiem. Do tego na turnieju rangi mistrzowskiej dochodzi stres, presja, z którą ewidentnie sobie nie radzą. Wiara w to, że tym razem będzie inaczej, jest do reszty ślepa i powoduje niepotrzebny zawód.
Obraz kadry zaciemnia nieco casus Lewandowskiego. Bez niego być może dla większej liczby osób byłoby jasne, że ta kadra nie jest zdolna do śmiałych czynów. Lewandowski, jako najlepszy piłkarz świata, dodaje jej w oczach kibiców ponadprzeciętnej wartości. Zupełnie niesłusznie, w meczach ze słabszymi przeciwnikami, owszem, koledzy z drużyny potrafią wykorzystać jego umiejętności. Jednak przy lepszym przeciwniku, gdy nie potrafią mu nawet celnie podać piłki, jego obecność jest nieistotna. Na jego miejscu mógłby stać ktokolwiek inny, efekt byłby ten sam. Stąd opieranie swojej wiary w sukces reprezentacji na Lewandowskim jest bezzasadne.
Prawda wydaje się być zbyt bolesna, by docierała do rozgrzanych kibicowskich głów. Awans polskiej reprezentacji na taką imprezę to szczyt jej możliwości, podobnie jak Macedonii, Szkocji, czy Węgier. Potencjał piłkarski w postaci wybitnego Lewandowskiego nie jest wystarczający do myślenia o czymkolwiek innym. Pozostałych piłkarzy mamy bardzo przeciętnych, szczególnie w obronie, od której zaczyna się budowanie składu i która jest kluczowa do osiągnięcia sukcesu. Porażki oczywiście bolą, ale mogą być mniej bolesne, gdy dostosujemy swoje oczekiwania do realnych możliwości naszej piłkarskiej kadry.