W turnieju Masters w Londynie brało udział ośmiu najlepszych tenisistów minionego sezonu, wielki turniej między światową czołówką dobiegł końca, wyłoniono najlepszego. Podobnie jak przed rokiem, wygrał Serb Novak Djokovic, prezentując w finale z Rafaelem Nadalem kosmiczny tenis. Nole podtrzymał passę 22 wygranych meczy z rzędu, zaś Rafa Nadal znów nie wygrał tego turnieju, ale zachował pozycję numeru jeden na świecie.
Obu tenisistom zdarzały się w meczu momenty słabszej gry, ale obejrzeliśmy też mnóstwo niebywałych zagrań i fantastycznych wymian. Serb dominował, pozwolił rywalowi na jeden zwrot w pierwszym secie, po czym jednak pokazał swoją wyższość. Pierwszy set rozpoczął od zdobycia trzech gemów z rzędu, później Hiszpan odrobił przełamanie i wyrównał na 3-3, ale Nole po raz kolejny zdobył gema serwisowego przeciwnika, po niesamowitej wręcz wymianie i set zakończył się wynikiem 6-3. W drugim secie Djokovic szybko przełamał podanie rywala i utrzymał prowadzenie do końca, wygrywając mecz 6:3, 6:4.
Nie oglądaliśmy niestety Nadala w takiej formie, do jakiej nas przyzwyczaił, to nie był ten sam zawodnik, który pokonał Djokovica w finale US Open. Jednak trzeba przyznać, że Nole pozostawił wszystkich rywali w tyle, jeśli chodzi o przygotowanie kondycyjne do tej imprezy. Całą zresztą końcówkę sezonu miał genialną, o czym świadczy seria 22 wygranych meczy z rzędu. W finale grał niczym cyborg, dochodził do każdej piłki. Lider światowego rankingu zaś wyraźnie zmęczony, dużo błędów serwisowych, być może po powrocie na korty, nieprzygotowany na aż tak intensywną końcówkę.
Turniej był niezwykle emocjonujący, zawodnicy grali na wysokim poziomie zaangażowania, mimo zmęczenia sezonem. W przyszłym roku przerwa między turniejem w Paryżu, a Masters będzie nieco dłuższa, tygodniowa, także turniej zapowiada się jeszcze atrakcyjniej.
Koniec sezonu skłania do kilku refleksji, które pozwolę sobie napisać. Po pierwsze, był to sezon zdominowany przez trzech wybitnych tenisistów: Djokovica, Nadala i Murraya, choć przez tego ostatniego w najmniejszym stopniu. Jednak ci trzej panowie wygrali wszystkie liczące się turnieje w całym cyklu ATP tour, a więc cztery Wielkie Szlemy, turnieje serii ATP 1000 i Masters. Po drugie, miał miejsce wielki powrót Rafaela Nadala i to od razu na pierwsze miejsce rankingu ATP, urozmaiciło to niewątpliwie rozgrywki na najwyższym szczeblu. Bez Hiszpana dominacja Djokovica byłaby prawdopodobnie ogromna, miałby szansę wygrać Rolanda Garrosa i US Open, bowiem z tych turniejów eliminował go Rafa. Po trzecie, wspaniały sezon polskich tenisistów, okraszony wielkim sukcesem na kortach Wimbledonu, półfinał singla kobiet i mężczyzn to wielkie osiągnięcie, wśród panów po raz pierwszy w historii. Mamy wreszcie gwiazdę światowego formatu w męskim tenisie, Jerzy Janowicz wdarł się przebojem do światowej czołówki i robi coraz większe postępy. Agnieszka jest wciąż czwartą rakietą świata, na horyzoncie zaś rysują się sylwetki Łukasza Kubota, Michała Przysiężnego, czy niezwykle zdolnej Katarzyny Piter. Jak na kraj o tak niskim tenisowym zaangażowaniu, kraj w którym nie ma kortów trawiastych, ani żadnego znaczącego turnieju, to wynik grubo ponad stan, porównywalny z sukcesami Małysza czy Kowalczyk. Oby przyszły rok był równie dobry, co obecny.