Wśród działaczy piłkarskich i środowiska dziennikarzy nadal panuje paranoiczne przekonanie, że znajdzie się ktoś, kto zbuduje z polskich piłkarzy silną drużynę i odbuduje potęgę polskiej piłki sprzed 30tu lat. Przekonanie paranoiczne, gdyż zupełnie bezpodstawne, oparte na sferze życzeń i marzeń.
Zwalnianie kolejnych selekcjonerów wygląda równie groteskowo, jak zwalnianie trenerów klubowych po pięciu kolejkach rozegranych meczy w ekstraklasie, kiedy drużyna nie notuje wyników „na miarę oczekiwań”. Wszystkiemu jest zawsze winny trener, który nie potrafi wydobyć tego ogromnego potencjału drzemiącego w naszych piłkarzach, tych skrywanych gdzieś umiejętności, tego piłkarskiego geniuszu, mogącego bez problemu ogrywać czołowe zagraniczne kluby i reprezentacje. Wszystko jest tak naprawdę przeciw nim, trenerzy, warunki treningowe, niskie zarobki, brak biletów dla rodziny i znajomych, sędziowie, nachalni, złośliwi dziennikarze, a nawet niewdzięczni kibice. Gdyby tylko mogli trenować pod wodzą Mourinho, Hiddinka, czy Guardioli, to oni by pokazali całemu światu swoją moc…
Panowie miejcie choć trochę szacunku do samych siebie i tego co robicie, nie zakłamujcie rzeczywistości, bo akurat w sporcie jest to aż nadto widoczne dla przeciętnego Kowalskiego, który być może nie ma pojęcia o piłkarskim rzemiośle, ale ogląda mecz, widzi tą żenującą grę i jej zderzenie z prawdziwą piłką. Jest rozczarowany, jako że panowie w studio i na tydzień przed meczem mówili, jaki to drużyna ma potencjał, jaki ten, czy inny zawodnik jest świetny w swoim klubie, jak to oni nie zagrają. Tak jest również tym razem, przy okazji nominowania nowego selekcjonera, pojawiają się spekulacje, nadzieje, oczekiwania, wygórowane oczywiście do granic możliwości. Znów pojawia się giełda nazwisk, budowanie nowej kadry, szukanie po zagranicznych drugich ligach wybitnych talentów. Jak zawsze prawda okaże się bolesna i tak trudna do przyjęcia, że będzie się szukać kolejnych wymówek i irracjonalnych tłumaczeń.
Zwolniono Engela, bo nie wyszedł z grupy na Mistrzostwach (jak się później okazało, bardzo silnej grupy, gdzie grał półfinalista mundialu i ćwierćfinalista, z którym wysoko wygraliśmy), zwolniono Janasa, również z tego samego powodu (niektórym może się wydawało, że możemy ograć gospodarzy – Niemców, przygotowanych do tej imprezy jak do żadnej innej), zwolniono także Beenhakkera, któremu nie wyszły eliminacje do Mistrzostw Świata (od tego czasu nic nam już nie wyszło), pożegnano się ze Smudą, po nieudanych Mistrzostwach Europy w roli gospodarza. W tych ruchach wyraźnie widać pewną konsekwencję, a mianowicie to, że wybujałe oczekiwania prowadzą do dymisji i frustracji, często zupełnie niepotrzebnych.
Należy sobie uzmysłowić, że Polska nigdy nie dysponowała składem, który mógłby cokolwiek wywalczyć na wielkiej imprezie. Po udanych kwalifikacjach podsycano nadzieje na nawiązanie do tradycji z minionych lat, ale realnie takiej szansy nigdy nie było. W porównaniu z innymi wielkimi reprezentacjami byliśmy zawsze kopciuszkiem, mało znaczącym w oczach zagranicznych fachowców. Przebrnięcie przez eliminacje to był już znaczący sukces, a brak sensacji w postaci wyjścia z grupy należało uznać nie za kompromitację, ale wynik na miarę możliwości. Nasi przeciętni wówczas piłkarze wznosili się na wyżyny swoich umiejętności, by dotrzymać kroku najlepszym.
Dziś sytuacja zmieniła się, niestety na gorsze, mamy piłkarzy dużo słabszych, poniżej przeciętnej (z wyjątkiem wiadomej trójki i bramkarza), którzy grają w półamatorskiej polskiej lidze, bądź siedzą na ławkach w słabych europejskich klubach. Wystarczy spojrzeć na obrońców, by zrozumieć, że nasza kadra nie ma żadnych szans z najlepszymi. To nie są lata 70-te, kiedy nagle powoływano młodego, nieznanego zawodnika i on robił furorę na arenie międzynarodowej. Takie jednak myślenie wciąż pokutuje wśród polskich działaczy, a nawet, o zgrozo, u dziennikarzy. Dziś najlepsze kluby monitorują rynki na skalę globalną i kontraktują już 10-12 latków, nie ma szans, żeby ktoś w wieku 18 lat nie był wcześniej dostrzeżony. Jeśli nie mamy młodzieży w kadrach Chelsea, Juventusu, czy choćby Anderlechtu, to znaczy, że nasi zawodnicy nie przejawiają wielkich umiejętności piłkarskich w tym wieku, co zresztą widać po grze i wynikach kadr juniorskich.
Można zmieniać trenerów kadry co roku, ale żaden z nich nie będzie miał wpływu na wyszkolenie zawodników, ich przygotowanie taktyczne, kondycyjne, czy mentalne. Polscy piłkarze, poza wyjątkami, które wiele czasu poświęciły na indywidualny trening, są bardzo słabo wyszkoleni w każdym elemencie piłkarskiego abecadła. Bez dobrych szkół piłkarskich, trenerów z zagranicy w juniorskich zespołach klubowych, nie będzie dobrej kadry. Wojtkowiak, Wawrzyniak czy Szukała będą dalej popełniać głupie błędy w obronie, niezależnie od tego kto będzie trenerem, bo nie mają wyuczonych odpowiednich odruchów, których nabywa się w wieku juniorskim. Możemy rywalizować na równym poziomie co najwyżej z Izraelem, Białorusią, czy Słowenią, ale nigdy z Niemcami, Hiszpanami czy Francuzami. Skończcie panowie z tą propagandą i zakłamaniem, bądźcie poważni.