Cierpliwość się opłaciła, Jurgen Klopp wreszcie dopiął swego, wygrał finał Ligi Mistrzów i zdobył Puchar Europy, najcenniejsze trofeum w europejskiej klubowej piłce nożnej. Liverpool dość pewnie pokonał Tottenham i na obiekcie swojego zeszłorocznego pogromcy mógł świętować olbrzymi sukces.
Klopp w zeszłym roku znowu przegrał finał Ligi Mistrzów, ale wyciągnął z tej porażki słuszne wnioski. Zareagował wręcz natychmiast, kupując podczas letniego okienka transferowego w pierwszej kolejności klasowego bramkarza, w miejsce niepewnego i zrozpaczonego Kariusa, który zawalił mu finałowy mecz. Ruch ten opłacił się, Alisson, kupiony za 62,5 miliona euro, był w tym roku wyróżniającym się zawodnikiem finału, bronił pewnie i sprawnie zarządzał obroną. Wzmocnienie tej jednej pozycji dało nadspodziewanie dobre efekty, dopełniło układankę, którą Klopp realizował w tym klubie od kilku lat. Skład Liverpoolu to już niemal w całości jego autorski pomysł. Niebywałe jak potrafi rozpoznać talent i wkomponować go do zespołu, by zarówno on, jak i cały zespół weszli na wyższy piłkarski poziom. Ten puchar należał się Kloppowi, jak nikomu innemu w europejskiej piłce. Jego praca u podstaw zasługuje na najwyższe uznanie. Zarówno w Borussi, jak i w Liverpoolu zaczynał przecież niemal od zera, od braku gry w Lidze Mistrzów, średnio udanych ligowych sezonów, by po kilku latach być już w finałach pucharów i na czołowych ligowych miejscach. Genialny trener, w końcu z należnym mu osiągnięciem.