Niebywałym wręcz sukcesem należy nazwać awans Legii Warszawa z trzeciego miejsca w grupie F Ligi Mistrzów. Wydawało się, że po pierwszym meczu będziemy przeżywali kolejne sromotne porażki polskiej drużyny, jednak po zmianie trenera Legia pokazała charakter i zaczęła grać znacznie lepszą piłkę, a co najważniejsze skuteczną i zaangażowaną.
Okazuje się, że zmiana trenera, nawet w stosunkowo krótkim czasie, może przynieść nadspodziewanie dobre efekty. Jacek Magiera dość szybko poukładał zespół, który we wcześniejszych meczach wyglądał jak dzieci we mgle. Trudno teraz powiedzieć, czy zawodnicy doznali nagłej zwyżki formy, czy grali poniżej swoich możliwości, bo robili na złość poprzedniemu trenerowi. Besnik Hasi widocznie niczym ich nie ujął, a wręcz zraził do siebie i swoich metod szkoleniowych. Dużym wsparciem dla Legii okazał się też powrót do gry Michała Pazdana. To właśnie dzięki niemu nastąpiła wyraźna poprawa w grze defensywnej legionistów. Nie zmienia to jednak wrażenia, że to Magiera odmienił ten zespół i z przeciętnie prezentujących się piłkarzy, stworzył ekipę, która o mały włos nie pokonała słynnego Realu Madryt.
Do awansu z grupy wystarczyły jedynie 4pkt, jeden wygrany mecz. To efekt dominacji dwóch wielkich klubów, z którymi pozostałe dwie drużyny przegrały niemal wszystkie mecze. Wiadomo było, że choćby punkt wywalczony przez którąś ze słabszych ekip, z silniejszym rywalem, może rozstrzygnąć o awansie do LE. Tak też się stało, choć trzeba było jeszcze wygrać bezpośredni pojedynek ze Sportingiem Lizbona. Portugalczycy nie sprawili Legii większych problemów, spotkanie mogło się zakończyć wyższym wynikiem niż skromne 1-0. Teraz czas na fazę pucharową Ligi Europy i mecze z drużynami o zbliżonym poziomie do Mistrzów Polski.
Podsumowując tę przygodę z Ligą Mistrzów należy mieć na uwadze fakt, że po pierwsze, Legię przygotowywał do sezonu fatalny trener. Po drugie, Legia była osłabiona, szczególnie w obronie, brakiem Lewczuka i Pazdana. Po trzecie, wylosowani przeciwnicy to ścisła europejska czołówka, jeśli chodzi o ofensywny, dynamiczny i błyskotliwy futbol. Zarówno Borussia jak i Real potrafią z łatwością rozmontować niemal każdą ekipę w Europie. Plan minimum został więc zrealizowany. Można było uniknąć blamażu w pierwszym meczu i zamkniętych trybun w meczu z Realem. Może ta lekcja zaowocuje w przyszłym sezonie.