Polska reprezentacja w piłce nożnej przegrała decydujący mecz „ostatniej szansy” z Ukrainą w Charkowie 0-1 i nie pojedzie na Mistrzostwa Świata do Brazylii.
Przed meczem wiadome było jedno, tylko zwycięstwo przedłuża nasze nadzieje na awans. Trener Fornalik zaangażował do tego spotkania dawno nie powoływanych kadrowiczów, Mariusza Lewandowskiego, Grzegorza Wojtkowiaka i Sławomira Peszkę. Dwóch pierwszych zagrało w podstawowym składzie, trzeci wszedł na boisko w drugiej połowie. Nieco to zaskakujące, jako że to ich pierwszy mecz w tych eliminacjach.
Spotkanie nie zachwycało zbyt wysokim tempem, ani składnymi, imponującymi akcjami, obie drużyny bardzo pilnowały się w obronie i dobrze asekurowały. Postawa polskiej kadry mogła się podobać, nie dopuściliśmy w pierwszej połowie do groźnych sytuacji dla gospodarzy, a sami stworzyliśmy kilka niezłych, które można było wykorzystać. Bardzo dobrze radziła sobie dwójka naszych defensywnych pomocników, skutecznie rozbijając akcje Ukraińskich piłkarzy. Polska miała inicjatywę, można rzec, że kontrolowała to spotkanie. Być może brakowało zaangażowania do akcji ofensywnych większej liczby zawodników, często zbyt mało polskich piłkarzy próbowało sforsować cofnięty zespół ukraiński. Jednak był to już zupełnie inny mecz niż w Warszawie, Polacy grali agresywnie, z zaangażowaniem, nie pozwalali gospodarzom na zbyt wiele.
Polska reprezentacja była w tym meczu lepszą drużyną, popełniła jednak jeden jedyny, acz kardynalny błąd w obronie w drugiej połowie. Grzegorz Wojtkowiak minął się z piłką wrzuconą w pole karne, ta trafiła do Jarmolenki, który pięknym strzałem pokonał bezradnego w tym momencie Artura Boruca. Szkoda, wielka szkoda tego błędu i gola. Był wprawdzie jeszcze czas, żeby odrobić stratę, były też sytuacje, ale nie udało się.
Wydaje się, że był to najlepszy mecz Polaków w tych eliminacjach (może konkurować z meczem z Anglią). Naszym akcjom oczywiście brakowało wiele do doskonałości, często traciliśmy łatwo piłkę, pojawiło się dużo niedokładnych podań, czy niecelnych strzałów, ale mimo wszystko gra była o wiele lepsza niż we wcześniejszych meczach, z Mołdawią i Czarnogórą.
Czy zatem trener Fornalik powinien dalej kierować tą kadrą? Być może nie jest to takie złe rozwiązanie, przypomnijmy, że Franciszek Smuda miał ponad dwa lata czasu na zbudowanie kadry, zaś trener Fornalik pracuje dopiero rok, jak na posadę selekcjonera nie jest to długi okres czasu. Oczekiwania kibiców są często wybujałe i nieadekwatne do posiadanego potencjału piłkarskiego. Pamiętajmy, że Klich czy Mierzejewski to nie są piłkarze pokroju Xaviego, Oezila, czy Pirlo, a nasi środkowi obrońcy raczej nie znaleźliby miejsca w żadnym czołowym europejskim klubie. Nowy trener może przez kolejny rok prowadzić selekcję i ustalać optymalny skład, podczas gdy trzeba będzie grać kolejne eliminacje, sprawa do przemyślenia przez prezesa Bońka.
Jedziemy na Wembley, aby zagrać mecz towarzyski, oby nasza kadra pożegnała się z tymi eliminacjami kolejnym dobrym meczem.