Fantastycznie spisują się nasi dwaj tenisiści na turnieju wielkoszlemowym w Wimbledonie, Jerzy Janowicz i Łukasz Kubot awansowali do ćwierćfinału, gdzie zagrają przeciwko sobie o półfinał!
Obaj stoczyli niesamowicie zacięte pojedynki, Janowicz, nasz najwyżej rozstawiony tenisista, grał z austriakiem Jurgenem Melzerem, zaś Kubot z francuzem Adrianem Mannarino. Śledząc oba trzygodzinne ponad pojedynki równolegle, choć przyznam, że z większą uwagą mecz Janowicza, mam kilka przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić.
Najpierw może kilka słów o Jerzym, naszym wspaniałym, wielkim talencie, który jak burza przeszedł do tego etapu turnieju, pokonując w poprzedniej rundzie rozstawionego z nr 15 Nicolasa Almagro w trzech setach i dostając owację na stojąco na korcie centralnym. Tym razem Jerzy napotkał zdecydowanie silniejszy opór ze strony swojego przeciwnika, bardzo już doświadczonego, znakomitego deblisty, co było widoczne w jego grze przy siatce. Techniczny, różnorodny i taktycznie zaawansowany tenis Austriaka zaskoczył wyraźnie naszego tenisistę, który nie mógł na początku meczu znaleźć odpowiedzi na jego grę. Co więcej dyspozycja serwisowa Jurka nie była w tym momencie najlepsza i pierwszy set padł łupem Melzera. Jednak z każdym następnym setem Jerzy zaczął coraz lepiej czytać grę przeciwnika, a ten, popełniał nieco więcej niewymuszonych błędów, w efekcie czego mecz wyrównał się. Drugi set wygrał Janowicz w tie breaku, zdecydowanie, bo aż 7:1, trzeci set również, z przewagą jednego przełamania. Problemy zaczęły się w czwartym secie, nieoczekiwanie, po przełamaniu serwisu Melzera przez Jerzego, gdy przy swoim serwisie natychmiast oddał podanie, a następnie stracił w tym secie jeszcze raz swój serwis i przegrał go 4:6. Całe szczęście, że w ostatnim secie Jerzy pokazał chyba swój najlepszy tenis w tym meczu i dość pewnie pokonał w nim Melzera 6:4 i w całym meczu 3-2. Rywal był trudny, nieustępliwy, wykorzystywał każdy błąd w ustawieniu Janowicza, a gdy grał bezbłędnie wydawał się poza zasięgiem naszego tenisisty. Sporo zdrowia kosztował ten mecz Janowicza i sporo nerwów, ale ćwierćfinał Wimbledonu jest na pewno stawką wartą takich poświęceń.
Nieco krócej o Łukaszu, z tego względu, że grał równocześnie i ciężko było skupić uwagę na dwóch pojedynkach. Z tych niepełnych obserwacji wynikało, że rywal Kubota, zawodnik plasujący się daleko poza pierwszą setką w rankingu, okazał się, podobnie jak Melzer dla Janowicza, niezwykle wymagający. Niepozorny, drobnej postury Francuz, posyłał zaskakująco wiele asów serwisowych i był bardzo niewygodny w grze przy siatce. Wyglądało to jak pojedynek z nieco słabszą wersją Richarda Gasqueta. Prawdopodobnie to nasz tenisista lepiej wytrzymał kondycyjnie mecz i chyba dzięki większemu doświadczeniu i lepszej wytrzymałości awansował, tak jak Janowicz, do pierwszego ćwierćfinału Wimbledonu w swojej karierze.
Piękny dzień polskiego tenisa, dzień na który czekaliśmy blisko 30 lat, bo tyle minęło od ostatniego wielkoszlemowego ćwierćfinału Wojciecha Fibaka. Teraz mamy dwóch ćwierćfinalistów i na pewno jednego półfinalistę! Dla jednego z nich będzie to zatem wielki życiowy sukces i być może przepustka do dalszego rozwoju w tej jakże pięknej dyscyplinie sportu. Dziękujemy panowie i czekamy na więcej!