Pierwszy gol piłkarzy San Marino od lat, pewna wygrana Polski 5-1

Piłkarze maleńkiego księstwa San Marino ostatni raz trafili do siatki rywali w meczu o stawkę blisko pięć lat temu, sporym więc dla nich osiągnięciem zakończyło się spotkanie z naszą reprezentacją, w którym strzelili nam gola. Mecz zakończył się jednak naszym zwycięstwem 5-1.

Nasi zawodnicy są wyjątkowi, udowodnili to już nie raz. Nikt tak łatwo i głupio nie traci goli jak oni, nawet z amatorami nie uniknęli katastrofalnego błędu w kryciu, wykorzystanego skrzętnie przez Alessandro Della Valle (tego samego, który w pierwszym meczu sprokurował dwa karne dla naszej kadry). Choć za chwilę, w następnej dosłownie akcji, Kuba Błaszczykowski strzelił na 2-1, to remis bramkowy, który widniał po golu gospodarzy był chyba podsumowaniem marnej gry Polaków w tych eliminacjach. Już nie ważne stały się kolejne bramki, dwie w wykonaniu młodego Zielińskiego, w tym jedna z rzutu wolnego, nie widziana w kadrze od lat. Nie liczył się wynik, styl gry i dalszy przebieg meczu, w oczy rzucała się ta liczba po stronie goli dla San Marino, ostatniej drużyny rankingu FIFA.

Ta ułomność naszej obrony jest zatrważająca, gol z Mołdawią, gol z Czarnogórą, a teraz na dopełnienie goryczy, z San Marino. Każdy z nich stracony w inny sposób, ale wszystkie obnażają ten sam problem. Niestety fakty są takie, że nie mamy w tej chwili żadnego nawet średniej klasy obrońcy (kontuzjowanego Piszczka nie licząc). Boenisch gra w kadrze fatalnie, na środku testowani są za każdym razem nowi gracze (z Mołdawią para Salamon-Komorowski, z Czarnogórą Szukała-Glik, z San Marino Jędrzejczyk-Salamon), którzy nie spełniają oczekiwań. Jedynym solidnym środkowym obrońcą jest w tej chwili Kamil Glik, regularnie grający w Torino (z opaską kapitana). Nie ma jednak odpowiedniego partnera, Łukasz Szukała popełnia wiele błędów, Bartosz Salamon nie gra w klubie, Artur Jędrzejczyk to chyba jeszcze nie „international level”. Brakuje kogoś takiego jak Jacek Bąk, czy Michał Żewłakow albo wcześniej Tomasz Wałdoch. Trudno tu winić trenera Fornalika, za taki stan rzeczy odpowiada szkolenie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Jedno jest pewne, z tak słabą obroną nie mamy co marzyć o awansie na jakąkolwiek imprezę, tym bardziej, że ofensywy też nie mamy aż tak wybitnej, aby odrabiała poniesione straty (z San Marino im się udało, z Mołdawią już nie). Niby wygrana powinna cieszyć, ale jednak smuci.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *